5/04/2012

Studia religioznawcze

Wicca - czarownictwo i praktyki magiczne

 Od kiedy wicca stała się ogólnie znana dzięki opublikowanej w latach pięćdziesiątych XX wieku książce Geralda B. Gardnera Witchcraft Today ("Czarownictwo w dniu dzisiejszym", 1954), rozpoczęła się dyskusja nad kwestią rzeczywistych historycznych źródeł wicca, religii czarownic. Czy wicca jest kontynuacją starszej, przedchrześcijańskiej tradycji, jak twierdził Gardner w swojej książce, czy też została ona przez niego wymyślona w 1939 roku? Generalnie, w anglosaskiej kulturze protestanckiej, czarownica posiada bardzo negatywne wyobrażenia. Jest brzydką, starą wiedźmą, w szpiczastym, czarnym kapeluszu, która gotuje w kotle żaby, jaszczurki i inne obrzydliwe składniki, preparując w ten sposób trujący wywar. Albo też jako kusząca młoda kobieta, stanowi niebezpieczeństwo dla mężczyzny i nie poddaje się jego kontroli. Bardziej tradycyjnie, uważa się ją za kobietę, która z własnej woli wchodzi w pakt z diabłem, uczestniczy w nocnych orgiach, podczas których odbywa rozwiązłe stosunki seksualne, morduje niewinne dzieci i pożera ich mięso, uprawia czarną magię skierowaną przeciw ludzkiej społeczności i pozostaje poza kontrolą patriarchalnej władzy kościelnej i państwowej. Uważana jest za zagrożenie dla wszystkiego co dobre i święte, moralne i chrześcijańskie, stanowi zagrożenie dla patriarchalnego porządku społecznego. W łacinie, samo słowo oznaczające czarownictwo - maleficia - oznacza czynienie zła. Tak więc, czarownica jest kimś, kogo należy powstrzymać i wyeliminować za wszelką cenę.

Nawet w świeckiej nauce czarownica posiada negatywne wyobrażenie. Chociaż amerykańscy i angielscy antropolodzy przeważnie nadają negatywne konotacje pojęciom "czarownica" i "czarownictwo", w ten sposób odzwierciedlając swoje protestanckie dziedzictwo kulturalne i wiążąc je z praktyką destruktywnej i szkodliwej magii, to jednak nie ma potrzeby, żeby się do nich ograniczać. [...] W rzeczywistości prawie wszystkie czarownice, prześladowane i stracone podczas europejskich polowań, były prostymi położnymi, praktykującymi po wsiach zielarską magię i uzdrawianie. Nie należały one do rewolucyjnej, konspiratorskiej organizacji przeciwstawiającej się władzy, ani też nie tworzyły heretyckiego, satanistycznego kultu, który należało chirurgicznie usunąć przy użyciu stosów i szubienic. Tak wyglądały jedynie fantazje ich seksualnie sfrustrowanych, paranoidalnych prześladowców.

 Tak więc w prawdziwym, antropologicznym sensie, czarownictwo jest uniwersalnym zjawiskiem kulturowym, charakteryzującym się ludową magią, zielarską medycyną, wróżbiarstwem i kontaktami z duchami natury. Czarownica niekoniecznie jest szamanem, ponieważ praktyka czarownictwa nie wymaga wejścia w stan ekstazy w celu przeprowadzenia uzdrawiania. Z drugiej strony, odmienne stany świadomości nie są tu wykluczone, a czarownica nawiązuje kontakt z innym światem, światem duchów, ponieważ duchy te są ściśle związane z procesem uzdrawiania i obfitością w naturze.

W ścisłym, antropologicznym sensie, czarownictwo nie jest religijnym kultem, tak jak utrzymywał to Gardner. Czarownica z powodzeniem może być taoistką, hinduistką, buddystką, muzułmanką, a nawet chrześcijanką (jak to odkryłem z Jugosławii), ponieważ praktyka ludowej magii i uzdrawiania pozostaje niezależna od teologii i religijnej przynależności nawet wtedy, gdy władze religijne potępiają i zabraniają praktykowania magii. [...] Podczas mojego pobytu w byłej Jugosławii spotkałem wielu serbskich kapłanów prawosławnych, którym zgodnie ze wschodnią tradycją, kościół pozwala na małżeństwo, znanych we wsiach jako potężni magowie.W Serbii wszystkie wesztitsa, czyli czarownice, jakie spotkałem, uważały się za dobre chrześcijanki i należy do Kościoła prawosławnego. Magia i wróżby praktykowane przez te kobiety były całkowicie pozytywne i dobroczynne.


[ŹRÓDŁO: Reynolds John Myrdhin, Czarownice i dakinie, Kraków 2002]

5/03/2012

Prasłowiańska wizja świata - Bóg i Djabeł bezimiennymi bóstwami stwórczymi

Ludowa wizja świata jest wyrazem niewyczerpanej, uniwersalnej dążności do nadania wszystkim zjawiskom sensu, do odnalezienia formuły tłumaczącej powstanie świata, ludzi i wszelkich istnień; jest wyrazem głębokiej potrzeby zrozumienia istoty otaczającej człowieka rzeczywistości. Wizja kosmosu i przyrody pozostająca w nierozerwalnym związku z systemem wartości, z ethosem ludności wiejskiej, odsłania podstawy ludowej filozofii życia.

[...]

Posiadanie przez społeczności chłopskie własnej oryginalnej wersji powstania świata nie było przez długie lata sprawą oczywistą i bezsporną, chociaż już od połowy XIX stulecia badacze znali mit opowiadany przez mieszkańców wsi w różnych krajach słowiańskich. Traktowano go jednak jako naiwną legendę o powstaniu ziemi. Zapisywano nie podejrzewając nawet, że kryje się za nim głęboka wiedza świecie. Zapoznajmy się z jedną z wersji tego mitu, pochodzącą ze środkowej Polski:

Przed stworzeniem świata nie było nic, tylko niebo i morze. Bóg pływał po morzu w łódce i napotkał ogromną i gęstą pianę, w tej pianie mieszkał djabeł. Kto żeś ty? - zapytał Bóg. - Weź mnie do siebie do łódki, to ci powiem - odpowiedział czart. - No chodź - rzekł Bóg, a zarazem usłyszał - Ja jestem czart - odpowiedź wchodzącego. Milcząc płynęli.

Djabeł zaczął mówić. - Dobrze by było, gdyby miejsce na którym płyniemy, było twarde. - Będzie - rzekł Bóg - zejdź na dół w morze i przynieś mi ziemi garść, mówiąc, że niesiesz w mojem imieniu, przynieś, uczynię z tego piasku ziemię. Djabeł poszedł, nabrał piasku w garrście mówiąc - Biorę cię w imieniu mojem. Gdy wyszedł na wierzch, nie zostało ani ziarnka piasku. Poszedł drugi raz mówiąc - Biorę cię w imieniu Jego. Gdy wrócił, zostało mu trochę piasku za pazurami. Bóg wziął ten piasek, posypał na wodę i stała się z niego ziemia, ale tylko tak duża, aby mogli się obaj wygodnie położyć. Położyli się tedy, Bóg ku wschodowi, djabeł ku zachodowi. Gdy djabłu się zdawało, że Bóg usnął, zaczął go spychać, aby wpadł do morza i aby utonął i zginął. Ale nadaremnie, ziemi pod Bogiem przybywało i rozszerzała się daleko ku wschodowi. Widząc to czart jął pomykać ku zachodowi, dalej ku południowi i północy a przez to ziemia rozszerzyła się w różne strony. Bóg obudziwszy się wstał i poszedł na niebiosy. Czart pobiegł za nim, wtedy Bóg skinął, pioruny zaczęły uderzać, błyskawice zabłysły i djabeł strącony został w przepaść.


[...]

Początkowo przypuszczano, że mit rozpowszechniony został w średniowieczu przez społeczno-religijny ruch bogomiłów, szczególnie aktywnie działających na terenie Bułgarii. Hipoteza opierała się na pewnym podobieństwie istniejącym między mitem ludowym i koncepcją kosmogoniczną głoszoną przez ten odłam chrześcijaństwa. Bogomiłowie wierzyli bowiem, że Chrystus i Szatan byli braćmi. Szatan pierworodnym, Chrystus zaś drugi synem Boga. Cały świat materialny miał zostać stworzony przez Szatana. W związku z tym wszelkie panujące na ziemi zło uznali bogomiłowie za jego dzieło i konsekwentnie rezygnowali z dób doczesnych, występowali przeciw własności prywatnej, władzy zarówno świeckiej, jak i duchownej, zakonom i kultowi.

[...]

Dość szybko wysunięto kolejną hipotezę. Tym razem kolebką mitu miała być Azja środkowa, skąd migrujące przed tysiącami lat ludy przeniosły go na inne obszary, nawet za ocean, do Ameryki, gdzie w końcu minionego stulecia, zupełnie niespodziewanie, stwierdzono istnienie podobnych mitów wśród plemion indiańskich. Brak dostatecznych argumentów za którymkolwiek z tych przypuszczeń szybko zniechęcił badaczy i problem mitu zniknął na kilka dziesięcioleci z pola ich zainteresowań. Dziś, dzięki wieloletnim badaniom etnologicznym i religioznawczym, wiemy, że zasadniczy motyw mitu - stworzenia świata przez dwa przeciwstawne bóstwa - znany jest także na innych kontynentach. Należy on do grupy wątków mitologicznych dość powszechnie pojawiających się w kulturze ludzkiej.

[...]

Struktura mitu powinna ujawnić nam jego znaczenie ukryte za symbolicznym językiem. W tym celu zaś niezbędna jest analiza występujących w nim postaci, ich charakteru i związków między nimi zachodzących. Prostota, można by rzec sterylność myślowa mitu słowiańskiego, wymaga sięgnięcia do innych wierzeń, podań i legend ludowych, gdyż pojawiające się w nim postacie były najczęściej pojmowane przez społeczności chłopskie w sposób zasadniczo odmienny od naszych o nich wyobrażeń. Co więcej, postacie te - w naszym wypadku Bóg i Diabeł - chociaż przejęte z religii chrześcijańskiej - zostały potraktowane przez myśl ludową dość dobrowolnie, uległy licznym przekształceniom i deformacjom. [...]

Opozycję Boga i Diabła, a tym samym nieba i morza, w sposób bardziej ogólny wyraża przeciwstawienie: ogień - woda. Tę podstawową symbolikę mitu odnajdujemy również w rosyjskim powiedzeniu ludowym, że świat powstał z cara - ognia i carycy - wody. Co ciekawsze, obu żywiołom przypisana jest tu płeć. Początkową sytuację mityczną można więc zapisać w schematycznej postaci:

Bóg - niebo - ogień - męskie

Diabeł - morze - woda - żeńskie


Tych kilka uwag wskazuje niedwuznacznie, że symbolika bohaterów mitu wybiera znacznie poza tę, którą implikują ich chrześcijańskie nazwy. [...]

Nominalnie rzecz biorąc Bóg był dla ludu oczywiście bogiem chrześcijańskim. Nie przeszkadzało to skojarzyć, a nawet utożsamić go z niebem i ogniem. Nieraz bardzo trudno stwierdzić z całą pewnością, z którym z nich mamy w danej chwili do czynienia. Niebo, a ściślej mówiąc sklepienie niebieskie, wyobrażano sobie jako nakrywającą ziemię kopułę. Dopiero poza nią umiejscawiano siedzibę Boga - prawdziwe niebo. O jego naturze mówią pośrednio wierzenia, że błyskawice i wszelkie inne ogniste zjawiska na nieboskłonie (czasem także gwiazdy) są niczym innym, jak pęknięciami w kopule niebieskiej, poprzez które dostrzec można prawdziwe, ogniste niebo. Również słońce, zwane ogniskiem niebieskim, bożym ogniskiem lub ogniem niebieskim, uważano za otwór w kopule. Gdy dodamy, że nazywano je też okiem, a nawet twarzą Boga (co znalazło wyraz w zakazie pokazywania słońca palcem, by nie wykuć Bogu oczu), widzimy wyraźnie brak granicy między niebem, Bogiem i słońcem. Ich wspólnym i najważniejszym przejawem jest ognistość.

W przeciwieństwie do Boga, o którym istniało stosunkowo mało wierzeń, postać Diabła pojawia się w nich nadzwyczaj często. Nie będzie wielkiej przesady, jeśli powiemy, że diabły - występujące w dziesiątkach wcieleń: od złowrogiego kusiciela począwszy, a na głupawym niedorajdzie kończąc - należały do najpopularniejszych postaci legend, podań, bajek i gadek ludowych. Pamiętać jednak trzeba, że bardzo często nazwą tą określano wszystkie istoty nadprzyrodzone, wszelkie duchy, duszki i demony, nie mające miejsca w ramach oficjalnie wyznawanej religii, a tak gęsto zamieszkujące wyobraźnię ludu. [...]

Symbolika samego Diabła mitycznego jest wystarczająco skomplikowana. Nie jest on postacią jednorodną i w zależności od sytuacji oraz odgrywanej roli ukazuje różne swoje oblicza. Posiada jednak kilka cech decydujących o zasadniczych rysach jego postaci.

W micie Diabeł pojawia się jako istota akwatyczna (wodna). Powstaje, czy przynajmniej wyłania się z piany morskiej; on też nurkuje w poszukiwaniu piasku. Akwatyczny charakter Diabła dość jednoznacznie oznajmia białoruska wersja mitu, nazywając go "Smokiem".

W tym miejscu wkraczamy w typowy dla wierzeń ludowych gąszcz wszechzwiązków. Dla wyjaśnienia przyczyn utożsamienia Diabła ze Smokiem niezbędna jest dłuższa dygresja na temat tej ostatniej istoty, doskonale znanej dzięki średniowiecznej legendzie o smoku wawelskim. Jego legendarny wizerunek odpowiada w zasadzie wyobrażeniom ludowym przełomu XIX i XX wieku.

Smoki znano nie tylko w Polsce. Pod taką samą nazwą występowały również o Czechów i ludności ruskiej. U Słowian południowych nazywano je chała, łamja (lamia) ała (ala) lub ażdaha. Podobieństwo jednych i drugich nie ulega wątpliwości. Na przykład łamja był to potwór rodzaju żeńskiego o wyglądzie wielkiego gada, posiadający psią głowę z kłami i łapy z ostrymi pazurami. Pysk łamji miał być tak wielki, że mogła połknąć człowieka lub zwierzę. Często przypisywano jej kilka (trzy lub dziewięć) głów. Miała ponadto skrzydła z błony i ciało pokryte łuskami. Wszystkie wymienione istoty, mimo różnych nazw, charakteryzowały się bardzo podobnymi, a często identycznymi cechami i dla ułatwienia używać będziemy dalej tylko nazwy smok. Także pochodzenie smoków jest zasadniczo jednakowe w całej Słowiańszczyźnie. Powstają zwykle z węży (oraz żmij z nimi utożsamianych, a sporadycznie nawet z jaszczurek), którym wyrasta kilka głów oraz skrzydła, jeżeli przez określony czas nie widzą człowieka i nie słyszą ludzkiego głosu. Zanotowane w południowej Polsce wierzenie przypisuje także żabom możliwość metamorfozy [...].

Smoki zamieszkiwały jeziora, rzeki, morza, mogły przebywać na bagnach i w chmurach, z którymi je niejednokrotnie utożsamiano. Były niebezpieczne dla ludzi, przede wszystkim ze względu na posiadaną zdolność "zamykania" - pochłaniania i magazynowania w sobie - wody. Dzięki temu mogły wywoływać grożące powodzią ulewy bądź powodować susze. Przypisywano im też sprowadzenie gradów i wichur, niszczenie pól i pożeranie kwitnących zbóż.

Skojarzenie Diabła ze smokiem może oznaczać posiadanie przez obu jednakowych lub podobnych cech, ale równie prawdopodobne jest wyjaśnienie znacznie bardziej prozaiczne, nie wymagające odwoływania się do jakichkolwiek ukrytych znaczeń. Słowo "smok" mogło zostać użyte jako synonim złowrogiego potwora, a przydanie Diabłu tego epitetu pozostaje w zgodzie nawet z naszymi odczuciami w stosunku do tej mitycznej postaci. Stanowisko takie jest w pełni uzasadnione, ale budzi niepokój: czy nie upraszczamy i nie infantylizujemy w ten sposób skojarzeń i wyobrażeń, których sami nie jesteśmy zdolni zrozumieć, które jawią się nam jako proste, nic nie znaczące przypadki lub pozbawione sensu chaotyczne zbitki?

[...]

Przypomnijmy, że mit kończy się strąceniem Diabła - istoty akwatycznej w podziemia. Społeczności chłopskie wiedziały jednak, a świadczy o tym wiele zapisów etnograficznych, że Diabeł nie tylko został strącony, ale i przykuty łańcuchem do słupa we wnętrzu ziemi. Łańcuch jest przez cały rok rozkuwany przez samego Diabła lub jego pomocników, albo sam się rozrywa, a gdy już tylko jedno ogniwo dzieli Diabła od wolności, zrasta się ponownie. Dzieje się tak zawsze w okresie świąt wielkanocnych; scalenie łańcucha było uważane za warunek trwania świata. Gdy Diabeł się wyswobodzi, wznowione zostanie między nim a Bogiem walka zwiastująca koniec świata. Ziemię zaleje woda i spali ogień. Ten obraz kataklizmu kosmicznego nawiązuje wyraźnie do dwóch podstawowych elementów konstytucyjnych świata - dwóch żywiołów reprezentowanych przez bóstwa stwórcze.

W rozrywającym się i zrastającym łańcuchu widzieć można symbolicznie przedstawienie cyklu wegetacyjnego ziemi. Krytyczny moment nie przypadkowo zbiegał się ze świętami wielkanocnymi. Zapoczątkowywały one w życiu społeczności chłopskich nowy rok gospodarczy. Wiosnę, jak każdy inny przełomowy okres w roku, cechowało pewne niebezpieczeństwo. Przebudzenie się przyrody do życia nie było bowiem pewne i oczywiste, gdyż równie dobrze Diabeł mógł któregoś roku zerwać się z łańcucha. Skłania to do przypuszczenia, że ludzie oczekiwali jakiegoś znaku unaoczniającego im radosną nowinę, znaku świadczącego, iż niebezpieczeństwo w tym roku minęło, a groźba kataklizmu została odsunięta. / Znakiem tym było pierwsze uderzenie pioruna, pierwszy usłyszany grzmot.


[ŹRÓDŁO: Tomiccy Joanna i Ryszard, Drzewo życia. Ludowa wizja świata i człowieka, Warszawa 1975]

5/02/2012

Melanezyjskie teorie seksualności

Triobrandczycy posiadają sporo praktycznych wiadomości z anatomii człowieka oraz rozwiniętą nomenklaturę tyczącą różnych części ciała i jego wewnętrznych organów. Częste krajanie świń lub innych zwierząt, zazwyczaj pośmiertnej sekcji ciał oraz odwiedziny u pobliskich szczepów ludożerczych pozwalają im na przeprowadzenie dokładnych porównań i wyśledzenie zgodności w funkcjach ludzkiego i zwierzęcego organizmu. Natomiast ich fizjologiczne teorie są bardzo prymitywne; brak elementarnych znajomości funkcji najważniejszych organów miesza się tutaj z wieloma bardzo dziwnymi, fantastycznymi pojęciami.

Ich znajomość anatomii seksualnej w porównaniu z tym, co wiedzą o innych częściach ludzkiego ciała, jest szczupła. Przy dużym zainteresowaniu tymi sprawami uderzają nas ich powierzchowne i niedokładne rozróżnienia i uboga terminologia. Krajowcy rozróżniają i posiadają nazwy na następujące części: pochwa (wila), łechtaczka (kasesa), członek (kwila), jądra (puwala). Natomiast nie mają słów na mons veneris jako całość ani też na wargi większe i mniejsze. Żołądź członka nazywają końcem członka (matala kwila), napletek - skórą członka (kanivinela kwila). Wewnętrzne narządy płciowe kobiety nazywają sumarycznie bam, co obejmuje zarówno macicę, jak i łożysko. Nie posiadają również specjalnego słowa na jajniki.

Ich fizjologiczne wyobrażenia są jeszcze bardzo surowe. Narządy płciowe służą do wydzielania i dawania rozkoszy. Wydzielanie moczu nie łączy się z pracą nerek. Wąski przewód (wotuna) prowadzi z żołądka wprost do pęcherza i stamtąd przechodzi przez męskie i żeńskie narządy płciowe. Wypita woda wolno przechodzi przez ten wąski kanalik i przepływając przez żołądek częściowo miesza się z kałem i staje się brudna. W żołądku bowiem rozpoczyna się przemiana pokarmów w wydzieliny.

Natomiast wyobrażenia tubylców, jeśli chodzi o funkcje tych narządów, są bardziej skomplikowane i systematyczne i tworzą rodzaj teorii psychofizjologicznej. Oczy są siedzibą pożądania i namiętności (magila kayta, dosłownie - pragnienie spółkowania); są one podstawą czy przyczyną (u'ula) namiętności płciowej. Z oczu poprzez wotuna (dosłownie wici, wąsy rośliny pnącej; w sensie anatomicznym żyła, nerw, przewód lub ścięgno) pożądanie przenosi się do mózgu i stamtąd rozchodzi się po całym ciele, dochodzi do żołądka, rąk, nóg, aż w końcu skupia się w nerkach. Nerki w pojęciu krajowców są głównym czy też centralnym punktem, czy pniem (tapwana) systemu. Stamtąd inne przewody (wotuna) prowadzą do męskiego organu płciowego. To jest punkt ostateczny, kres (matala - dosłownie oko) całego systemu. W ten sposób więc, gdy oczy ujrzą jakiś przedmiot pożądania, budzą się i przenoszą ten bodziec do nerek, które znów przewodzą go na członek i powodują wzwód. Dlatego też oczy są pierwszym motorem wszelkiej podniety płciowej: są one "rzeczami spółkowania", są one tym, "co w nas budzi pragnienie spółkowania". Na dowód tego krajowcy mówią: "u mężczyzny, który ma zamknięte oczy, nie nastąpi wzwód"; jednakowoż łagodzą częściowo to twierdzenie mówiąc, że powonienie może czasami zastąpić oczy, ponieważ "gdy kobieta w ciemności zrzuca z siebie spódniczkę z trawy, również może wzbudzić pożądanie".

U kobiety proces podniecenia się seksualnego odbywa się w podobny sposób. Oczy, nerki i narządy płciowe połączone są tym samym układem wotuna (przewody). Oczy dają sygnał , który przebiegając przez ciało dostaje się do nerek i powoduje podniecenie płciowe w clitoris. Samą wydzieliną tak męską, jak i kobiecą określają krajowcy jedną nazwą (momona lub momola) i przypisują jej to samo pochodzenie z nerek i tę samą funkcję, która nie ma nic wspólnego z zapłodnieniem, ma zaś na celu jedynie zwilżenie pochwy i spotęgowanie rozkoszy.

Informacje te otrzymałem po raz pierwszy od Namwana Gaya'u i Piribomatu. Obydwaj byli czarownikami, z tą różnicą, że pierwszy uprawiał czarownictwo z amatorstwa, drugi zawodowo. Byli to ludzie inteligentni i z racji swych zainteresowań musieli zajmować się anatomią i fizjologią człowieka. Podane przez nas wiadomości przedstawiają zatem najwyższy poziom wiedzy i teorii trobriandzkiej. Podobne informacje zebrałem również w innych częściach wyspy. W podstawowych trzech - takich jak seksualne funkcje nerek, wielkie znaczenie oczu i zmysłu powonienia oraz dokładny paralelizm pomiędzy procesami płciowymi u mężczyzn i kobiet - teorie te są zgodne.


[ŹRÓDŁO: Malinowski Bronisław, Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, Dzieła tom 2, Warszawa 1984]

4/26/2012

Szamańska wizja mamuta

W mitach ewenkijskich, jakuckich i uralskich funkcjonuje motyw "zesłania". Kiedyś mamutów było tak dużo i były tak ciężkie, że obawiając się, iż zdepczą całą ziemię, Urung ajyy tojon zesłał je pod ziemię. Ewenkowie twierdzą, że mamut (Szeli) jest także zwierzęciem kosmogonicznym. To on swoimi potężnymi kłami miał wyorać świat z pierwotnego błoga (co odpowiada rzeczywistym działaniom mamutów, odgarniających zimą kłami śnieg i lód, by dostać się do traw i porostów tundry), po czym zaczął razem z innym zwierzęciem kosmogonicznym - wężem Dżabdiar kształtować ziemię. Gdzie przepełzł wąż, tam powstawały koryta rzek, gdzie układał się Szeli, tam wyciskał niszę jeziora Demiurg Main pragnął jednak płaskiej ziemi i zesłał za karę mamuta i jego potomstwo pod ziemię. Według innej wersji mitu Szeli i Dżabdiar stoczyły walkę ze złym duchem Czuljugdy i w końcu zapędziły go do Dolnego Świata, efektem zaś ich zmagań jest nieregularna rzeźba terenu, same zaś zeszły za nim do Podziemi, by go pilnować. Odtąd mamut jest chtoniczno-akwatycznym władcą ryb i wód, jak Kar-bałyk 'Mamut-wieloryb' Ałtajczyków czy selkupski "gospodarz całej ziemi i wody".

Jako zwierzę mocy, strażnik Zaświatów, gospodarz żywiołów i sfery podziemnej mamut obecny jest w pieśniach i symbolice szamańskiej Syberii w roli zwierzęcego ducha pomocniczego szamanów. Ewenkowie mówią, że mamut jest bogiem dla mieszkańców Podziemi. Wydaje się, że stanowi jedną z "podziemnych" hipostaz ducha tajgi, co widać w jego zmiennokształtności - zwierzęcych metamorfozach. Ponieważ mamut jest zwierzęciem "nieobecnym", więc obrasta w niejasny wygląd. Często przypisuje mu się rogi łosia i rybi ogon, nazywa "mamutem-rybą", "mamutem-szczupakiem", "wodnym bykiem", "reniferem ziemi" itp. Selkupowie twierdzą, że łosie, które dożywają późnej starości, zmieniają się w mamuty - w miejsce rogów wyrastają im kły, schodzą pod ziemię i zamieszkują głębiny błot i wód. Podobnie Chantowie i Mansowie mówią o szczupakach, reniferach i niedźwiedziach: te trzy rodzaje zwierząt, należących do symbolicznych upostaciowień trzech światów, po zabiciu wędrują do Dolnego Świata, zmieniają się w mamuty i zapadają pod ziemię. Eńcowie twierdzą zaś, że duchy - mieszkańcy Zaświatów wypasają swoje renifery, którymi są mamuty.


[ŹRÓDŁO: Szyjewski Andrzej, "Etnologia religii", Kraków 2008]

Historia współczesnego okultyzmu i ezoteryki w Europie

Podług słownika oksfordzkiego termin "okultystyczny", w znaczeniu "to, czego nie można uchwycić umysłem, niedostępne zwykłemu rozumieniu bądź poznaniu", datuje się z 1545 r. W blisko sto lat później, w roku 1633, zakres znaczeniowy słowa rozszerza się, wchłaniając "owe rzekome starożytne i średniowieczne nauki, mające zawierać jakąś wiedzę lub umożliwić posługiwanie się siłami sekretnej i tajemniczej Natury (magia, alchemia, astrologia, teozofia)". Pełniejsza definicję "okultyzmu", odpowiadającą współczesnemu zastosowaniu tego terminu, podał Edward A. Tiryakian w interesującym artykule Toward the Sociology of Esoteric Culture.

[...] najwybitniejszy współczesny przedstawiciel ezoteryzmu, Rene guenon, występuje gwałtownie przeciwko praktykom tzw. okultystycznym. Rozróżnienie między ezoteryzmem a okultyzmem (które, jak się przekonamy, pociąga za sobą ważkie konsekwencje) pomoże nam zrozumieć rolę każdego z nich w dzisiejszym świecie. Jak wiadomo, wierzenia, teorie i techniki objęte terminami "okultyzm i ezoteryzm" rozpowszechnione były już u schyłku starożytności. Niektóre z nich - na przykład magia, astrologia, teurgia i nekromancja - zostały wynalezione i usystematyzowane jakieś dwa tysiące lat wcześniej w Egipcie i Mezopotamii. Zbędne jest dodawać, że większość tych praktyk nie zniknęła całkowicie w średniowieczu. Renesans włoski przywrócił im prestiż i popularność, tak że cieszyły się powszechnym poważaniem.

[...]

Moda na okultyzm wylansowana została przez francuskiego seminarzystę Alphonse-Louisa Constant, urodzonego w roku 1810 i znanego pod pseudonimem Eliphas Levi. Skądinąd termin "okultyzm", ukuty przez tego niedoszłego księdza, został użyty po raz pierwszy w języku angielskim w 1881 r. przez teozofa A. D. Sinneta. Levi był już w sile wieku, gdy przeczytał Kabbala Denudata Christiana Rosenrotha, a także dzieła Jacoba Boehmego, Swedenborga, Louis-Claude'a de Saint-Martin ("Nieznanego Filozofa") i innych teozofów XVIII-wiecznych. [...]

Neookultyści francuscy następnej generacji wielce poważali Eliphasa Levi'ego, który zmarł w 1875 r. Najbardziej znany spośród jego uczniów, urodzony w 1865 r. dr Encausse, pisał pod pseudonimem Papus. Twierdził, że rytuałami inicjacyjnymi zaznajomił go Don Martines de Pasqually (1743-1779), osobistość raczej tajemnicza, która założyła nowy zakon ezoteryczny mieniący się pompatycznie "Wolnomularstwem Rycerzy Masońskich, Wybranych Kohenami Wszechświata". Papus twierdził również o sobie, że jest "prawdziwym uczniem" Saint-Martina, "Nieznanego Filozofa".

[...] jedna z najpopularniejszych ówczesnych powieści, La-bas Joris-Karla Huysmansa, została zainspirowana przez adepta czarnej magii, księdza Boullana, który zrzucił sukienkę duchowną, a także przez rywalizację między dwoma magami (drugim czarownikiem był pisarz Stanislas de Guaita). Skądinąd Huysmans i inni bywalcy kółek okultystycznych byli przekonani, że zmarłego w 1893 r. Boullana zabił, posługując się czarnoksięskimi sztukami, właśnie de Guaita. Zauważmy również, że mniej więcej w tym samym czasie praktykami okultystycznymi zaczęli się parać pisarze angielscy, żarliwie pragnący uzyskać wtajemniczenie w sekrety tajnych towarzystw. Przypomnijmy, iż członkami Order of the Golden Dawn byli m.in. william Butler Yeats, S. L. Mathews i Aleister Crowley.


[ŹRÓDŁO: Eliade Mircea, Okultyzm, czary, mody kulturalne, Kraków 1992]
W Europie około XVI wieku - choć tradycja ta miała początki nieco wcześniej, a zwiastował ją już tomizm - religijne pojmowanie rzeczywistości zostało przejęte przez tzw. naukę. W języku łacińskim scientia oznacza wiedzę, znawstwo, dogłębną znajomość.

Wprawdzie, jeśli zapytać politycznie manipulujące informacją Google, to otrzymamy definicję scientia z o wiele późniejszego okresu - "usystematyzowana, wielokrotnie rzeczowo weryfikowana i rzetelna wiedza", jednak jeszcze starożytni Rzymianie stosowali słowo scientia w kontekście religijnym. Na przykład: scientia colendorum deorum, czyli wiedza o tym, jak oddawać cześć bóstwom (Cicero, De natura deorum, I,41,116). Czy więc słowo "nauka" jest odpowiednie? A może nauka o oddawaniu czci bogom jest takąż nauką jak współczesna "nauka" - "rzeczowo weryfikowana"?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy sobie zadać w głębi duszy inne, osobiste pytanie. Czy kiedykolwiek zweryfikowaliśmy wiedzę, którą przyswajamy? Czy kiedykolwiek staraliśmy się sami obliczyć prędkość upadania przedmiotu, czy tylko zawierzyliśmy nauczycielowi w podstawówce, zapisując równanie o grawitacji ziemskiej i uznając, że przyspieszenie jest takie jak mówili - stałe, niezmienne? Czy nauczyliśmy się o enzymach trawiennych w naszych ustach, w naszej ślinie - i staraliśmy się sprawdzić, czy to prawda? A może - ze względu na wygodę oraz zaufanie, jakie pokładamy "nauce" - po prostu przyjęliśmy to za prawdę? Czy - czytając artykuły z przypisami i bibliografią - sprawdziliśmy każdy przypis, aby zweryfikować, czy jest to prawda, czy też autor zwyczajnie stara się prze