5/02/2012

Melanezyjskie teorie seksualności

Triobrandczycy posiadają sporo praktycznych wiadomości z anatomii człowieka oraz rozwiniętą nomenklaturę tyczącą różnych części ciała i jego wewnętrznych organów. Częste krajanie świń lub innych zwierząt, zazwyczaj pośmiertnej sekcji ciał oraz odwiedziny u pobliskich szczepów ludożerczych pozwalają im na przeprowadzenie dokładnych porównań i wyśledzenie zgodności w funkcjach ludzkiego i zwierzęcego organizmu. Natomiast ich fizjologiczne teorie są bardzo prymitywne; brak elementarnych znajomości funkcji najważniejszych organów miesza się tutaj z wieloma bardzo dziwnymi, fantastycznymi pojęciami.

Ich znajomość anatomii seksualnej w porównaniu z tym, co wiedzą o innych częściach ludzkiego ciała, jest szczupła. Przy dużym zainteresowaniu tymi sprawami uderzają nas ich powierzchowne i niedokładne rozróżnienia i uboga terminologia. Krajowcy rozróżniają i posiadają nazwy na następujące części: pochwa (wila), łechtaczka (kasesa), członek (kwila), jądra (puwala). Natomiast nie mają słów na mons veneris jako całość ani też na wargi większe i mniejsze. Żołądź członka nazywają końcem członka (matala kwila), napletek - skórą członka (kanivinela kwila). Wewnętrzne narządy płciowe kobiety nazywają sumarycznie bam, co obejmuje zarówno macicę, jak i łożysko. Nie posiadają również specjalnego słowa na jajniki.

Ich fizjologiczne wyobrażenia są jeszcze bardzo surowe. Narządy płciowe służą do wydzielania i dawania rozkoszy. Wydzielanie moczu nie łączy się z pracą nerek. Wąski przewód (wotuna) prowadzi z żołądka wprost do pęcherza i stamtąd przechodzi przez męskie i żeńskie narządy płciowe. Wypita woda wolno przechodzi przez ten wąski kanalik i przepływając przez żołądek częściowo miesza się z kałem i staje się brudna. W żołądku bowiem rozpoczyna się przemiana pokarmów w wydzieliny.

Natomiast wyobrażenia tubylców, jeśli chodzi o funkcje tych narządów, są bardziej skomplikowane i systematyczne i tworzą rodzaj teorii psychofizjologicznej. Oczy są siedzibą pożądania i namiętności (magila kayta, dosłownie - pragnienie spółkowania); są one podstawą czy przyczyną (u'ula) namiętności płciowej. Z oczu poprzez wotuna (dosłownie wici, wąsy rośliny pnącej; w sensie anatomicznym żyła, nerw, przewód lub ścięgno) pożądanie przenosi się do mózgu i stamtąd rozchodzi się po całym ciele, dochodzi do żołądka, rąk, nóg, aż w końcu skupia się w nerkach. Nerki w pojęciu krajowców są głównym czy też centralnym punktem, czy pniem (tapwana) systemu. Stamtąd inne przewody (wotuna) prowadzą do męskiego organu płciowego. To jest punkt ostateczny, kres (matala - dosłownie oko) całego systemu. W ten sposób więc, gdy oczy ujrzą jakiś przedmiot pożądania, budzą się i przenoszą ten bodziec do nerek, które znów przewodzą go na członek i powodują wzwód. Dlatego też oczy są pierwszym motorem wszelkiej podniety płciowej: są one "rzeczami spółkowania", są one tym, "co w nas budzi pragnienie spółkowania". Na dowód tego krajowcy mówią: "u mężczyzny, który ma zamknięte oczy, nie nastąpi wzwód"; jednakowoż łagodzą częściowo to twierdzenie mówiąc, że powonienie może czasami zastąpić oczy, ponieważ "gdy kobieta w ciemności zrzuca z siebie spódniczkę z trawy, również może wzbudzić pożądanie".

U kobiety proces podniecenia się seksualnego odbywa się w podobny sposób. Oczy, nerki i narządy płciowe połączone są tym samym układem wotuna (przewody). Oczy dają sygnał , który przebiegając przez ciało dostaje się do nerek i powoduje podniecenie płciowe w clitoris. Samą wydzieliną tak męską, jak i kobiecą określają krajowcy jedną nazwą (momona lub momola) i przypisują jej to samo pochodzenie z nerek i tę samą funkcję, która nie ma nic wspólnego z zapłodnieniem, ma zaś na celu jedynie zwilżenie pochwy i spotęgowanie rozkoszy.

Informacje te otrzymałem po raz pierwszy od Namwana Gaya'u i Piribomatu. Obydwaj byli czarownikami, z tą różnicą, że pierwszy uprawiał czarownictwo z amatorstwa, drugi zawodowo. Byli to ludzie inteligentni i z racji swych zainteresowań musieli zajmować się anatomią i fizjologią człowieka. Podane przez nas wiadomości przedstawiają zatem najwyższy poziom wiedzy i teorii trobriandzkiej. Podobne informacje zebrałem również w innych częściach wyspy. W podstawowych trzech - takich jak seksualne funkcje nerek, wielkie znaczenie oczu i zmysłu powonienia oraz dokładny paralelizm pomiędzy procesami płciowymi u mężczyzn i kobiet - teorie te są zgodne.


[ŹRÓDŁO: Malinowski Bronisław, Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, Dzieła tom 2, Warszawa 1984]

12 komentarzy:

  1. aż chce sięzacytować: "A nie mówiłam? Nic, jeno o tym! Mądrze zaczynają, a zawżdy na dupie kończą! ". A tak na serio : ciekawie zawsze sie dowiedziec o seksualnosci innej kultury.

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrze dowiedzieć się czegoś o życiu seksualnym starożytnych, możemy je porównać z naszym ówczesnym i wyciągnąć parę wniosków ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, przepraszam, ale to są informacje na temat plemienia z Triobrandów, które zostały pierwszy raz poznane w 1929. Jeśli uważasz wiek XX za starożytność...

      Usuń
  3. Wydaje się, że Triobrandczycy intuicyjnie wychwytują pewne prawdy o funkcjonowaniu organizmu ludzkiego - ogólnikowo bo ogólnikowo, ale są na dobrym tropie. Mężczyźni są z natury wzrokowcami, dlatego nie dziwi mnie stwierdzenie, że oczy są pierwszym motorem wszelkiej podniety płciowej - najwidoczniej jest tak w każdym kręgu kulturowym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętajmy, że ten tekst został wydany pierwszy raz w 1929... Kiedy panowały na Zachodzie dosyć pruderyjne nastroje seksualne. Zdaje się, że tekst Malinowskiego, pokazujący, jak bardzo swobodne podejście do seksualności panuje poza naszym kręgiem kulturowym, był podporą dla rozluźnienia konserwatywnych poglądów na seksualność, vide np. artykuł Koraszewskiego: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5973.

    Swoją drogą, dla mnie trudne jest do określenia, czy Malinowski to bardziej polski naukowiec czy brytyjski...
    Jeszcze jako uzupełnienie i ciekawostka, nieco o Malinowskim:
    Bronisław Malinowski (1884–1942) był przede wszystkim wielkim uczonym: propagatorem metody intensywnych badań terenowych, czołowym teoretykiem funkcjonalizmu, profesorem prestiżowej London School of Economics and Political Science, a także Yale University w Stanach Zjednoczonych. Był uczonym brytyjskim w takim stopniu, jak Conrad był brytyjskim pisarzem (zresztą sam chętnie się do Conrada porównywał).
    A urodził się Bronisław Malinowski w Krakowie, na ulicy Podwale, później wiele lat mieszkał z rodzicami na Małym Rynku, w Bursie Akademickiej, której jego ojciec był seniorem. Studiował filozofię i nauki ścisłe na Uniwersytecie Jagiellońskim, przyjaźnił się blisko ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem i wieloma innymi młodymi i utalentowanymi ludźmi tego okresu. Uformował go modernistyczny Kraków i Zakopane, ale także Warszawa, Lipsk, potem Londyn. W 1914 roku wyruszył w swą wielką podróż, aby przeprowadzić badania terenowe, które stały się archetypem tej działalności dla pokoleń antropologów. Zabrał z sobą przyjaciela, którego miało to uleczyć z depresji po samobójstwie narzeczonej. Nie uleczyło, Witkiewicz wrócił do Europy na wieść o wybuchu wojny światowej. Malinowski pojechał dalej sam: na Nową Gwineę, gdzie z przerwami na pobyty w Australii spędził następne cztery lata. (Źródło: http://www.tygodnik.com.pl/numer/276022/kubica.html)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem musisz zamieścić te informacje zaraz po postem, żeby znów ktoś nie zinterpretował źle kontekstu ;)
      Fajnie dobrany fragment :)

      Usuń
    2. Dziękuję za radę,postaram się zastosować :)

      Usuń
  5. Dokładnie, te informacje bardzo pomagają we właściwym odbiorze tekstu - choć nawet bez nich jest on bardzo interesujący. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ciężko tutaj przedstawić wszystko, czego dowiaduję się na studiach, polecam może zamiast tego szukać religioznawstwa, tam wszystko wytłumaczą ;) :)

      Usuń
    2. Z Malinowskiego najbardziej lubię twierdzenie, że Trobriandczycy nie widzą związku przyczynowo skutkowego między seksem a płodzeniem dzieci. Ciekawe, czy chociaż ich w tej materii uświadomił, czy też tylko sobie popatrzył i wrócił do Europy nie zapaliwszy kaganka mądrości...

      Dobry jest też fragment o tym, że dzieci naśladują dorosłych w aktach seksualnych i traktują to jako dobrą zabawę... Zaiste :)


      A najlepsza to jest informacja bodaj we wstępie, gdzie Malinowski "przestrzega" czytelników o tym, że nie jest to książka o seksie i nie ma co liczyć, że znajdzie się w niej jakieś podpowiedzi które będzie można stosować w swoim życiu erotycznym. Świetny koleś.

      Usuń
    3. Właśnie postaram się znaleźć i wrzucić tutaj późniejszych badaczy, którzy próbowali udowodnić, że Malinowski niedostatecznie się wgłębił w kulturę Triobrandów i tak naprawdę to tubylcy jaja sobie z niego robili, a bardzo dobrze zdają sobie sprawę ze związku pomiędzy seksem a ciążą :)

      To jest bardziej książka pokazująca inne (w ówczesnych czasach) podejście do seksu niż sam seks, faktycznie:)

      Usuń
  6. Językoznawcy też mieliby tutaj pole do popisu :)

    OdpowiedzUsuń